Cztery lata z maszyną

Cztery lata temu, gdy moja starsza córka miała  3 miesiące, uległam kaprysowi i nabyłam (dzięki Funduszowi założonemu przez rodziców nie musiałam zbyt wiele się zastanawiać) moją ukochaną maszynę szyjąco - haftującą Brother Innov'is 955. Z reguły każdy zakup jest u mnie przemyślany, wyczekany, ale tu zadziałała intuicja. Wiedziałam, że po dość aktywnym życiu z czasów zanim zostałam mamą, oraz po zagrożonej ciąży, podczas której spędziłam 3 miesiące w łóżku muszę zafundować sobie "coś" żeby nie zwariować:) Nie przewidziałam tylko, że zwariuję na punkcie szycia:) Po długim i bezpiecznym czasie szycia z bawełny: ozdób, poduszek, przytulanek, w końcu zachciało mi się "bardziej" i "więcej": kieszonek, koronek, falbanek... i precyzji! stąd też zakup Merrylocka (tym razem już z własnych funduszy i dlatego decyzja o zakupie była odwlekana przez parę miesięcy;)), który nie tylko obrzuca, tak, że ubrania wyglądają jak te ze sklepu, ale i mogę podwinąć rękawy, sukienki, bluzeczki bez fałd i niepotrzebnych marszczeń... Podsumowując:) Warto dać sobie czas, pruć dekolt 4 razy, żeby za 5-tym razem wyglądał idealnie, lub spędzić 3 dni na szyciu bluzy, po to tylko, żeby jej wygląd nas satysfakcjonował:) 

Komplet uszyty w prezencie dla prawie 2-letniej Lei. Początkowo miała być tylko tunika, ale zdecydowanie brakowało mi legginsów:


Bluzeczka uszyta dawno temu i "świeżutka" spódniczka z resztki dzianiny, którą dostałam od bratowej dla mojej 4-latki:


Legginsy uszyte specjalnie na pierwsze zajęcia Mini Baletu znów dla Mileny, dzianina w kosmiczne owoce była prezentem imieninowym:)


Natomiast na tę bluzeczkę wykorzystałam pozostałość dzianiny z szycia czapki i apaszki specjalnie do płaszczyka, który pokazywałam TU


A w międzyczasie powstają spinki - jako alternatywa tych strasznie drogich, które kuszą w sieciówkach. 



Komentarze

Prześlij komentarz